Ciekawostki

Kontemplacyjne godziny we Lwówku Śląskim

Rektor Plüschke, Lubań (1929)[i]

Wiele szpaków, miejskich pogwizdywaczy, siedzi na swych masztach przy uliczkach przyległych do miejskich murów wygwizdując swe pieśni. Żaden człowiek im tu nie przeszkadza; miasto wydaje się spać i być pogrążonym w marzeniu. Gdziekolwiek na zewnątrz jest daleki, szeroki i hałaśliwy świat, ale tu, pomiędzy siwymi murami miejskimi oraz niskimi domkami panuje spokój. Żadnych ludzkich kroków oprócz moich. Tylko śpiew ptaków oraz czuły szelest starych drzew, które swymi gałęziami kładą się wygodnie w koronę murów. Stanąć można tu przez kwadrans i zawsze ujrzeć dokładnie ten sam obraz. I znowu zegarowy dzwon z ratuszowej wieży rozważnie się rozlegnie. Klepsydra wieczności przesypuje się także i tu, powoli i niepostrzeżenie. Poprzez swe rogowe okulary drobna staruszka spogląda ponad doniczkami kaktusów i kwitnącą roślinką lewkonii na uliczkę; pomarszczona twarz starca pojawia się w oknie sąsiedniego domu. Nosi ona zieloną, wyhaftowaną, czapeczkę. (…)

z35               g7

Z żałosnym miauczeniem na ogrodowym murku w kucki przysiadł kot — ten chciałby wskoczyć do okna, to jednak jest zamknięte. Starszy mężczyzna woła na tamtą stronę: Schmidten! Schmidten! Wpuśćże waszego kota! On pragnie dostać teraz swój południowy posiłek. Szczęśliwy, rozmarzony stary Lwówek Śląski. Co obchodzi cię Abd-del-Krim, cóż upadek Franków? Tu kwitnie już ujmujący zapach, lecz kot chce żreć…

Przez jedną z licznych uliczek z łukami rozporowymi, które wydają się być niewygodnymi dla Goliata, przechodzę na Rynek. Przede mną, w całej swej krasie, stoi Ratusz, pochwała Hansa Poelziga, jego budowniczego, w swej milczącej wymowie. Połowa Rynku została rozebrana, gdzie na nowo układano bruk. A automobiliści z pasją besztają na to, co dzieje się z tego powodu na ulicy Złotoryjskiej[ii]. Co za nikczemność, że jak wyliczono, do Zielonych Świątek rozgrzebano tyle na ulicach, że przez to wszystko, co stoi po garażach, jeżdżąc piszczy, chrzęści i trąbi. Rynkowe fontanny pluszczą. Stojąc po tamtej stronie, nie rzucając się w oczy, w szeregu innych domów rynkowych stoi Hotel du roi. Zamieszkiwał w nim Friedericus[iii]; jego oczy spoglądają jeszcze dziś z wielkiego olejnego obrazu w dół i przeglądają automobilistów spożywających swój południowy posiłek.

DSC_0595 kopia          b0017

Niedaleko stąd stoi narożny budynek Górny Rynek nr 14[iv]. Tu nocował Napoleon z 21. na 22. sierpnia 1813 r.[v] To tu miał miejsce fakt, kiedy to kurier zameldował porażkę, która była tak nieprzyjemną, że Korsykanin ze strachu upuścił szklanicę. Pęknięcie przebiegło przez koronę nad literą N. Wymawiano wtedy zabobonne przypuszczenia. Takoż on, niegdyś otaczany aplauzem radosnych mas, jechał później w towarzystwie dzikich obelg tych samych mas do małego portu śródziemnomorskiego, gdzie zaokrętowano go na okręt do Elby, a gdy w dwa lata później wpadł on w ręce prostodusznym Anglikom, we Lwówku Śląskim wiedziano, że tamten przesąd okazał się właściwym.

Ludzie od dziś są tak dalece rozsądni, że w żadnym wypadku takich zwiastunów nie lekceważą…

SKMBT_C224e14122911410_0011          g37

Promenada Lwówka Śląskiego[vi] jest dumą tego miasta, które pochlubić może się też z wielu innych rzeczy. Nieznacznie wygięta ulica Złotoryjska przyjmuje obcego swoimi zapachami oraz błyszczącymi kolorami. Szemrząca górska woda przepływa głęboko wrytym łożyskiem pomiędzy starymi domami oraz kwitnącym krzewiem. To jest potok Płóczka; w miejscu, gdzie osiąga on główną drogę, stanowi piękny, malowniczy zakątek. Nieco dalej, powyżej, przepływa on obok starego cmentarza. Wjazd do cmentarza prowadzi mostkiem, ponad nim. Poniżej górska woda pieni się za niskim jazem. Jasnosrebrzyście błyszczy ona w słonecznym świetle tysięcznymi bryzgami manifestując wiecznie młode, świeże życie, tuż przy Bramie Śmierci.

Jak pięknie jest przecież na Promenadzie, tuż przed budynkiem Starostwa, który pierwotnie był książęcym pałacem Hohenzollern. Tryskająca wodą fontanna, zachwycające swoimi barwami kwiatowe rondo, szmaragdowozielony, czysty, starannie utrzymany trawnik, słowiczy śpiew i zapach bzu. Jak pięknie, jak przytulnie jest tu, jak chętnie odpocząć tu na tym trawniku, szepczącym spokoju tej Promenady, która stworzona została tu dla wypoczynku ciała i ducha. Żadnej promieniującej Clous, ponad nieco staranności, czystości, zieleni, dobroczynnej powierzchni. No, ale przecież, czyni się to nieco lepiej, jeżeli pochodzi się z miasta ogrodników ze sławnymi nazwiskami.

Nadeszło popołudnie. Pora na kawę. Schodzę z wzniesienia, u którego stóp leży stare miasteczko z plątaniną dachów pokrytych czerwoną dachówką. Cały grzbiet Karkonoszy lśni srebrzyście pokrytymi śniegiem miejscami, zaś dookoła miasta kwitną wiosną zalesione nad bobrzańskie wzgórza.

b0019          g41

Dalej otworem stoją wrota miejskiego kościoła parafialnego. Ten to, siedemsetlatek, widział już szturm rozszalałych Husytów na miejskie mury. Do jej wież docierały pożary, poprzez mury miejskie, jak również niektóre wylewy Bobru, które zalewały najniżej położone zaułki dolnego miasta.

g9

Jednakże teraz, wokół tego starego kościoła, panuje głęboki spokój słonecznego Dnia Zielonoświątkowego. Przy ołtarzu żarzy się, równa świecącemu rubinowi, w zmierzchającym półmroku, wieczna lampka. Klęczące, ciche postaci, świętują w zielonoświątkowym skupieniu. Posąg Maryjny, od strony ołtarza, roznosi wokół woń kwiecia zielonoświątkowych dekoracji, a z dala, z jeszcze większego oddalenia, w prastarym, dalekim od świeckości Domu Bożym, gubi się klakson pomykającego przez miasto auta.

Oprac. Eug. Braniewski

[i] Tekst pochodzi z „Rund um Lauban”,  jednego z tegorocznych numerów.
[ii] Dziś ul. H. Sienkiewicza.
[iii] Król Fryderyk II. Wielki Hohenzollern.
[iv] Poprawnie: nr 16.
[v] Właściwie 23. sierpnia, o godz. 11.30 cesarz Francuzów opuścił Lwówek Śl.
[vi] Dziś Al. Wojska Polskiego.

foto, zbiory: Robert Zawadzki
Obraz wyróżniający, świątynia kontemplacji w parku Buchholz, XIX w.